Po 10 minutach milczenia dojechałyśmy do knajpy. Nadal bez słowa, zajęłyśmy miejsce i Rys zamówiła śniadanie, czyli naleśniki z masłem orzechowym i dżemem, mimo tego, że nie była z tego powodu szczęśliwa wzięła je ze mną na spółkę, tradycyjnie. Sama wzięłam duży kubek kawy. Próbowałam zatopić ból brzucha w kofeinie, ale nie dawał mi spokoju. Rys wpatrywała się we wszystko, tylko nie we mnie. Dostałyśmy jedzenie, atmosfera spowita milczeniem utrzymywała się aż do momentu zjedzenia przeze mnie pierwszego naleśnika. W końcu Rys agresywnie odłożyła sztućce i spojrzała na mnie pierwszy raz od chyba trzydziestu minut.
-Dobra, dosyć tego.
-Jezu, dziękuję. -opadłam ramionami i głową na stół. -Byłam pewna, że przez jeszcze co najmniej tydzień nie będziesz się do mnie odzywać.
-Ty mi nie dziękuj. -wskazała na mnie widelcem. -Nie wiem co ty tam odpieprzyłaś, ale czuje tu centralnie głębokie drugie dno. Nie zamierzam odpuścić póki mi nie powiesz. Sama żeś próbowała się zabić, zignorowałaś kogoś kto chciał to zrobić?
Wpatrywała się we mnie z oczekiwaniem na jakąś świetną historię, niestety się przeliczyła. Nie umiałam o tym mówić jak o czymś głębokim, po prostu wyrzuciłam z siebie te słowa jak pocisk.
-Mój brat popełnił samobójstwo.
Denerys aż się wyprostowała na te słowa.
-Ściemniasz? -Chyba przeliczała w myślach czy jej nie ściemniam, ale mój pusty wzrok odsunął od niej te myśli. -Ja pierdole. -skwitowała.
Zacisnęłam powieki, starając się o tym zapomnieć. Ciężko mi było tak o tym myśleć, z tego powodu wplatałam do codziennych rzeczy jego powiedzonka, piłam z jego kubka, nosiłam jego ubrania, korzystałam z jego starego laptopa i tylko z zestawu pędzli jakie on mi kupił. Po tych wszystkich miesiącach ja nadal nie czułam się na siłach przyznania tego, że on nie żyje.
-Nie mówmy o tym, proszę? Wszystko Ci powiem...kiedyś.
-Jasne, wiesz myślę, że potrzebuje nowych butów. -pożaliła się. -Mój wujek znów był w Anglii i jako odpokutowanie, że mnie nie wziął wpłacił mi trochę pieniędzy na konto. Może byśmy się wybrały do Macy? Dawno nie byłyśmy, też mogłabyś coś kupić. O, ostatnio narzekałaś, że klisze Ci się kończą, a w Macy's jest fotograficzny! Idealna okazja, jutro po zajęciach, obie kończymy o 11:30.
Uwielbiałam ją za to jaka była, a jej zdolności komunikowania się społecznie pozwalały zgadnąć jej co potrzebuje.
-Oczywiście. Nie mogę sobie odmówić kliszy, a sama nie pogardziłabym ładnymi butami.
Wyszczerzyła do mnie zęby. Wróciłyśmy do jedzenia, ja i ona sięgnęłyśmy też po telefony. Sprawdzałyśmy co nowego, kiedy obu nam przyszło to samo powiadomienie na Twitterze o imprezie.
-U Peter'a! -pisnęła radośnie Rys. -I mnie zaprosił!! -dodała jeszcze radośniej. -Ach, Mike potwierdził, że będzie! Czyli też idziesz. -Mike był moim chłopakiem, od 6 miesięcy.
Tylko się do niej uśmiechnęłam, wie, że i tak bym poszła. Mimo nikłego życia towarzyskiego w Shelby, tu aż kwitło. W większości to zasługa Denerys, ale i ja przełamałam swój własny nieśmiały charakter, pozbywając się trochę zbędnych uprzedzeń, jak i cech. Byłam teraz prawdziwie szczęśliwa, było tak jak powinno być.
Peace out, Lizzy over.
Dwie Brukselki dodają tu swoje opowiadania. Możesz poczytać jeśli chcesz, albo nie. Your choice. Niektóre z nich mogą wydawać się mocno skopane (nie przejmuj się, otrzymujemy już odpowiednią pomoc). W gruncie rzeczy posiadanie takiego miejsca w otchłani internetu jest bardzo przyjemne. Polecamy. Jeśli jakimś cudem tu trafiłeś i dotarłeś do tego fragmentu opisu, to możesz też przejrzeć resztę szitu, który zdążyłyśmy wstawić. Nikt się nie obrazi, a może Ci się spodobać. Trzymaj się, Hagridzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz