Cześć, drogie Brukselki,
Dziś coś nowego, co się będę rozwodzić.
Dziś coś nowego, co się będę rozwodzić.
Baltazar z dumą kroczył po pokoju wsłuchując się w stukot swoich wysokich butów. "Fortuna to kapryśna dama"- ta myśl krążyła mu po głowie od dłuższego czasu- "Dobrze, że lubi takich szarmanckich i czarujących przedsiębiorców, jak moi- uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze. Blask białych zębów rozpromienił jego pulchną twarz.
Transakcja właśnie dobiegała końca. Jego firma została największym eksporterem paszminy do Stanów Zjednoczonych, dzięki wykupieniu większości rodzinnych firm, do czego niewątpliwie się przyczynił, "Choć w sumie"- roześmiał się w duchu- "Każda zasługa to twoja zasługa, gdzy zajmujesz fotel prezesa"
-Pańska herbata, sir- zaszczebiotała pokojówka, wchodząc do saloniku
-Pysznie, Anastazjo- odpowiedział żywo i podszedł do stolika
-Jakieś wieści od Smith'a?- spodziewał się potwierdzenia zamówienia na paszminę od wielkiej bostońskiej firmy, co jeszcze bardziej podsycało jego euforię.
- Rano przyszedł telegram, sir- odpowiedziała- ponoć wszystko dopięte na ostatni guzik, jutro wyruszają
-Ponoć?- zapytał szczerząc do niej zęby. Uwielbiał wsłuchiwać się w podejrzenia i teorie spiskowe swojej Anastazji. Czyjeś nieślubne dzieci, nałogi i zdrady były dla niego idealnym antagonistą problemów zapracowanego kawalera w średnim wieku.
- Smith. Szkoda strzępić język, proszę pana- westchnęła donoście- straty pijak, z nim już nic się nie zrobi Baltazar skierował na służącą swój zdziwiony wzrok, przez co wylał mleko na spodek, obok filiżanki. Jego współpracownik nigdy nie okazywał żadnych oznak uzależnienia. Posunął by się nawet do twierdzenia, że zdrowego rozsądku jego przyjaciela, nie zdołało by stłamsić nawet największe pragnienie.
-Ponoć?- zapytał szczerząc do niej zęby. Uwielbiał wsłuchiwać się w podejrzenia i teorie spiskowe swojej Anastazji. Czyjeś nieślubne dzieci, nałogi i zdrady były dla niego idealnym antagonistą problemów zapracowanego kawalera w średnim wieku.
- Smith. Szkoda strzępić język, proszę pana- westchnęła donoście- straty pijak, z nim już nic się nie zrobi Baltazar skierował na służącą swój zdziwiony wzrok, przez co wylał mleko na spodek, obok filiżanki. Jego współpracownik nigdy nie okazywał żadnych oznak uzależnienia. Posunął by się nawet do twierdzenia, że zdrowego rozsądku jego przyjaciela, nie zdołało by stłamsić nawet największe pragnienie.
-Co się pan tak dziwi, sir?- spytała widocznie ucieszona faktem, że wie więcej o pracownikach firmy niż jej dyrektor. Baltazar nie zamierzał odpowiadać na to pytanie. Anastazja zaczerpnęła powietrza odrzekła:
-Mam przyjaciółkę, Dolores. To bardzo dobra dziewczyna, lecz można by rzec, że szczęście to jej nie dopisywało... Baltazar słuchał cierpliwie i starał się przewidzieć, co owa Dolores ma wspólnego ze Smith'em
-Jej matka zmarła na gruźlicę, a ojciec uciekł zanim nauczyła się mówić. Sama odchowała trójkę rodzeństwa, dobra dziewczyna, nie ma co. W tej chwili nie ma stałego zatrudnienia, więc błąka się od domu do domu szukając czegoś w co mogła by ręce włożyć, ostatnio nawet mówiła mi, że te nowe zasady...
- Anastazjo- odchrząchnął- mogłabyś..
-Tak, tak, sir- odpowiedziała pospiesznie - I właśnie w barze, gdzie również szukała pracy spotkała pańskiego przyjaciela, ponoć był już mocno podchmielony- tu lekko się zarumieniła- ale zaproponował jej posadę gosposi. Dolores poszła następnego dnia pod wskazany przez niego adres. W domu zastała okropny bałagan- przeszedł ją wyraźny dreszcz pedanta- istne pobojowisko, niech mi pan wierzy na słowo. Baltazar skinął głową na znak, że wierzy, więc Anastazja kontynuowała swoją opowieść:
- Wszędzie pełno porozrzucanych papierów i pustych butelek, głównie po whisky i śmierdziało zatęchłym tytoniem, mówię panu, a na środku leży Smith. Dolores już spodziewała się najgorszego, ale stare bydle, po prostu się schlał, nic dziwnego, że żona go zostawiła...
- Jego żona umarła- wtrącił się Baltazar.
-A był pan na pogrzebie?
- Nie, nie było uroczystości, a on rozsypał jej prochy podczas rejsu po morzu karaibskim...
-No widzi pan, lepszy wdowiec niż rozwodnik
-To niedorzeczne- skwitował Baltazar
-Jak pan uważa- odparła obojętnym tonem... ...ale to jeszcze nie wszystko - powiedziała po chwili- Dziś rano zadzwonił po numer pańskiego biura, oczywiście odebrałam i usłyszałam jego musnięty procentami głos- tu skrzywiła się sarkastycznie. Baltazar utwił wzrok w jej rumianej twarzy.
-Bełkotał, mówił coś o "niebieskim pelikanie", a później się rozłączył, tak jak mówiłam nic już...
-Mam przyjaciółkę, Dolores. To bardzo dobra dziewczyna, lecz można by rzec, że szczęście to jej nie dopisywało... Baltazar słuchał cierpliwie i starał się przewidzieć, co owa Dolores ma wspólnego ze Smith'em
-Jej matka zmarła na gruźlicę, a ojciec uciekł zanim nauczyła się mówić. Sama odchowała trójkę rodzeństwa, dobra dziewczyna, nie ma co. W tej chwili nie ma stałego zatrudnienia, więc błąka się od domu do domu szukając czegoś w co mogła by ręce włożyć, ostatnio nawet mówiła mi, że te nowe zasady...
- Anastazjo- odchrząchnął- mogłabyś..
-Tak, tak, sir- odpowiedziała pospiesznie - I właśnie w barze, gdzie również szukała pracy spotkała pańskiego przyjaciela, ponoć był już mocno podchmielony- tu lekko się zarumieniła- ale zaproponował jej posadę gosposi. Dolores poszła następnego dnia pod wskazany przez niego adres. W domu zastała okropny bałagan- przeszedł ją wyraźny dreszcz pedanta- istne pobojowisko, niech mi pan wierzy na słowo. Baltazar skinął głową na znak, że wierzy, więc Anastazja kontynuowała swoją opowieść:
- Wszędzie pełno porozrzucanych papierów i pustych butelek, głównie po whisky i śmierdziało zatęchłym tytoniem, mówię panu, a na środku leży Smith. Dolores już spodziewała się najgorszego, ale stare bydle, po prostu się schlał, nic dziwnego, że żona go zostawiła...
- Jego żona umarła- wtrącił się Baltazar.
-A był pan na pogrzebie?
- Nie, nie było uroczystości, a on rozsypał jej prochy podczas rejsu po morzu karaibskim...
-No widzi pan, lepszy wdowiec niż rozwodnik
-To niedorzeczne- skwitował Baltazar
-Jak pan uważa- odparła obojętnym tonem... ...ale to jeszcze nie wszystko - powiedziała po chwili- Dziś rano zadzwonił po numer pańskiego biura, oczywiście odebrałam i usłyszałam jego musnięty procentami głos- tu skrzywiła się sarkastycznie. Baltazar utwił wzrok w jej rumianej twarzy.
-Bełkotał, mówił coś o "niebieskim pelikanie", a później się rozłączył, tak jak mówiłam nic już...
Serce w nim zamarło i przeszedł go dreszcz, jakby ktoś wylał mu na głowę kubeł lodowatej wody.
-Proszę pana...- odezwała się zaniepokojona Anastazja.
-Proszę pana...- odezwała się zaniepokojona Anastazja.
- Mój Boże- wszeptał w końcu- niebieski pelikan.
Pozdrawiam. Elo melo, Moose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz