poniedziałek, 15 lutego 2016

Cz. 7 Wszystkie te chwile przepadną bezpowrotnie w czasie, jak łzy pośród deszczu

Hi,
To ostatnia część naszej walęwtynkowej celebracji. Na szczęście to już koniec na następne dwanaście miesięcy. 

Felus&Łucja

Wypadła z pałacu potykając się o własne nogi. Wydostała się za bramę i usiadła na chwilę niewielkim głazie, by złapać oddech i zacząć logicznie myśleć. Łzy mimowolnie ciekły po jej okrągłych policzkach. Odgarnęła do tyłu długie kasztanowe włosy i wytarła twarz rękawem sukni. Wiedziała gdzie ma iść.
Mgła była już prawie tak gęsta jak mleko. W połączeniu z rzęsistym deszczem ograniczała widoczność do spowijającej wszystko szarej plamy. Szczęśliwie tę drogę Łucja znała doskonale. Wyjęła ze swojej torby długą, prostą pelerynę i narzuciła na głowę kaptur zasłaniający oczy. Zdolność widzenia była wtedy niepotrzebna, a nawet przeszkadzała jej, bombardując przeciążony mózg dodatkowym bodźcami. Oddychała głęboko. Chłód oczyszczonego deszczem powietrza przynosił ulgę od gorzkiego smaku wgryzającego się w jej podniebienie. Jej umysł zdawał się ochładzać i oczyszczać. Powoli wracała do siebie.
Słyszała tylko stukot swoich wysokich butów, tłumiony uderzeniami ciężkich kropel. Poczucie, że w okolicy nie ma nikogo dodawało jej otuchy.
Skręciła w prawo, w błotnistą ścieżkę. Minęła kilka niewielkich domostw i w końcu stanęła przed znajomymi, sękatymi drzwiami. Usłyszała skrzypienie wiecznie nienaoliwionych zawiasów. Jej oczom ukazał się Felus.
-Łucja?- jego oczy rozszerzyły się, a brwi uniosły, marszcząc przyprószone ciemnymi włosami czoło- Co ty tu robisz?
-Mogę wejść?- zapytała sucho.
Felus odsunął się, aby zrobić jej przejście. Przestąpiła przez wysoki próg. W środku rozchodził się ciepły,suchy zapach drewna, starych książek i wosku.
- Co się stało?- zapytał cicho zgarniając ubrania z krzesła- Chodzi o to?- jego oczy świeciły teraz jasno.
-Myślę, że się udało- odpowiedziała niepewnie Łucja.
-Wiedziałem- powiedział uradowany siadając obok niej- miałem nadzieję, wiedziałem, no więc jak co teraz czujesz?- pytał wyraźnie podekscytowany.
Łucja wzruszyła ramionami.
-Wiesz jest lepiej, to raczej oczywiste- odpowiedziała beznamiętnie- Naprawdę czuję się znakomicie…
Felus spojrzał na nią zdziwiony.
-Jesteś pewna?
-Mhym- przytaknęła Łucja.

-Jeśli tak- niepokój w jego głosie wciąż był wyczuwalny- Bardzo się cieszę, że w końcu możemy być rodziną, ale chyba powinienem spytać jeszcze raz- chwycił ją za delikatnie drżącą dłoń.

-Łucjo, chcesz zostać moją żoną?
Utkwiła spojrzenie w jego oczach. Świeciły jak dwa głębokie jeziora, odbijające księżycowe światło. Uśmiechnęła się mimowolnie i mocniej zacisnęła palce wokół jego dłoni.
-Nigdy nie było inaczej- odpowiedziała.
Łucja podniosła go i razem stanęli w migoczącym blasku świec, wpatrując się w siebie nawzajem.

-Łucjo- coś nie dawało mu spokoju- jak tu dotarłaś? Zwykle nie spotykaliśmy się w czwartki, bo twój tata siedział w zamku. Mam na myśli, twój ojciec pozwolił ci?
-Nie- odpowiedziała szybko- Tak jakby wyrzucił mnie z domu, znaczy ja odeszłam. Doszliśmy do konsensusu.
-Przykro mi- rzekł po chwili ciszy.
-Mi nie- wtrąciła się.
Wzięła głęboki oddech.
-To jeszcze nie wszystko- odnalazła jego spojrzenie- przyszłam tu, żeby ci o czymś powiedzieć…
-Tak?- starał się, by jego głos brzmiał pewnie.
-Chodziło nam o to, by w końcu pozbyć się tego ciężaru, prawda? Żeby móc być prawdziwą rodziną…
-Tak- odpowiedział- ale nie wiem do czego zmierzasz...
-Nasza rodzina, będzie trochę większa niż w pierwotnym założeniu- powiedziała niepewnie.
-Masz na myśli...?
-Tak- skinęła głową.
Felus nie był w stanie wykrztusić ani słowa. Czuł jej spojrzenie, które domagało się odpowiedzi.

-Nawet nie wiesz jak się cieszę- wykrztusił w końcu obejmując ją mocno. Ona uśmiechnęła się do niego kładąc mu dłonie na szerokich ramionach.

Nie umierajcie, drogie Amorki, Moose

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz