Hi,
To ostatnia część naszej walęwtynkowej celebracji. Na szczęście to już koniec na następne dwanaście miesięcy.
Felus&Łucja
Wypadła z pałacu
potykając się o własne nogi. Wydostała się za bramę i usiadła
na chwilę niewielkim głazie, by złapać oddech i zacząć
logicznie myśleć. Łzy mimowolnie ciekły po jej okrągłych
policzkach. Odgarnęła do tyłu długie kasztanowe włosy i wytarła
twarz rękawem sukni. Wiedziała gdzie ma iść.
Mgła była już
prawie tak gęsta jak mleko. W połączeniu z rzęsistym deszczem
ograniczała widoczność do spowijającej wszystko szarej plamy.
Szczęśliwie tę drogę Łucja znała doskonale. Wyjęła ze swojej
torby długą, prostą pelerynę i narzuciła na głowę kaptur
zasłaniający oczy. Zdolność widzenia była wtedy niepotrzebna, a
nawet przeszkadzała jej, bombardując przeciążony mózg dodatkowym
bodźcami. Oddychała głęboko. Chłód oczyszczonego deszczem
powietrza przynosił ulgę od gorzkiego smaku wgryzającego się w
jej podniebienie. Jej
umysł zdawał się ochładzać i oczyszczać. Powoli wracała do
siebie.
Słyszała tylko
stukot swoich wysokich butów, tłumiony uderzeniami ciężkich
kropel. Poczucie, że w okolicy nie ma nikogo dodawało jej otuchy.
Skręciła w prawo,
w błotnistą ścieżkę. Minęła kilka niewielkich domostw i w
końcu stanęła przed znajomymi, sękatymi drzwiami. Usłyszała
skrzypienie wiecznie nienaoliwionych zawiasów. Jej oczom ukazał się
Felus.
-Łucja?- jego oczy
rozszerzyły się, a brwi uniosły, marszcząc przyprószone ciemnymi
włosami czoło- Co ty tu robisz?
-Mogę wejść?-
zapytała sucho.
Felus odsunął się,
aby zrobić jej przejście. Przestąpiła przez wysoki próg. W
środku rozchodził się ciepły,suchy zapach drewna, starych książek
i wosku.
- Co się stało?-
zapytał cicho zgarniając ubrania z krzesła- Chodzi o to?-
jego oczy świeciły teraz jasno.
-Myślę,
że się udało- odpowiedziała niepewnie Łucja.
-Wiedziałem-
powiedział uradowany siadając obok niej- miałem nadzieję,
wiedziałem, no więc jak co teraz czujesz?-
pytał wyraźnie podekscytowany.
Łucja
wzruszyła ramionami.
-Wiesz
jest lepiej, to raczej oczywiste- odpowiedziała beznamiętnie-
Naprawdę czuję się znakomicie…
Felus
spojrzał na nią zdziwiony.
-Jesteś
pewna?
-Mhym-
przytaknęła Łucja.
-Jeśli
tak- niepokój w jego głosie wciąż był wyczuwalny- Bardzo się
cieszę, że w końcu możemy być rodziną, ale chyba powinienem
spytać jeszcze raz- chwycił ją za delikatnie drżącą dłoń.
-Łucjo,
chcesz zostać moją żoną?
Utkwiła
spojrzenie w jego oczach. Świeciły jak dwa głębokie jeziora,
odbijające
księżycowe światło. Uśmiechnęła się mimowolnie i mocniej
zacisnęła palce wokół jego dłoni.
-Nigdy
nie było inaczej- odpowiedziała.
Łucja
podniosła go i razem stanęli w migoczącym blasku świec, wpatrując
się w siebie nawzajem.
-Łucjo-
coś nie dawało mu spokoju- jak tu dotarłaś? Zwykle nie
spotykaliśmy się w czwartki, bo twój tata siedział w zamku. Mam
na myśli, twój ojciec pozwolił ci?
-Nie-
odpowiedziała szybko- Tak jakby wyrzucił mnie z domu, znaczy ja
odeszłam. Doszliśmy do konsensusu.
-Przykro
mi- rzekł po chwili ciszy.
-Mi
nie- wtrąciła się.
Wzięła
głęboki oddech.
-To
jeszcze nie wszystko- odnalazła jego spojrzenie- przyszłam tu, żeby
ci o czymś powiedzieć…
-Tak?-
starał się, by jego głos brzmiał pewnie.
-Chodziło
nam o to, by w końcu pozbyć się tego ciężaru, prawda? Żeby móc
być prawdziwą rodziną…
-Tak-
odpowiedział- ale nie wiem do czego zmierzasz...
-Nasza
rodzina, będzie trochę większa niż w pierwotnym założeniu-
powiedziała niepewnie.
-Masz
na myśli...?
-Tak-
skinęła głową.
Felus
nie był w stanie wykrztusić ani słowa. Czuł jej spojrzenie, które
domagało się odpowiedzi.
-Nawet
nie wiesz jak się cieszę- wykrztusił w końcu obejmując ją
mocno. Ona uśmiechnęła się do niego kładąc mu dłonie na
szerokich ramionach.
Nie umierajcie, drogie Amorki, Moose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz