czwartek, 21 stycznia 2016

Weird Stuff II

Bążur,
Znowu coś od Łosia, enjoy!
Ten dzień był jednym z najgorszych w moim życiu. Przez zdiagnozowaną własnoręcznie depresję coraz bardziej nakrecałam tę spiralę, która prowadziła mnie okrężną drogą na samo dno. Można by rzec, że od dłuższego czasu wszystko leżało w gruzach, bez nadziei na zmianę sytuacji. Moja rodzina od lat była dziwna. W sumie za sprawą ojca, którego moja matka nie potrafiła znieść. Mój młodszy brat ma nerwicę, starszy nie potrafi się odnaleźć, a ja no cóż... po prostu jestem zjebem. On zamienił nasze życie w piekło, ale despoci i tyrani tak mają. Nie panują nad gniewam, który wyżera ich od środka jak kwas solny, pozostawiając rany, które zaleczyć może tylko miłość. A jakże. Ktoś jeszcze wierzy w nią jako fundament rodziny? Ja przestałam gdy prawie skręcił Małemu kark, bo ten nie chciał zgasić światła. Mimo wszystko nie jest on dla mnie straszny. To mały, biedny człowiek, którego przytłoczyły emocje i pierwotny lęk. Nienawidzi wszystkiego, co się wyróżnia. Nic nie sprawia mu radości, ani książki (oprócz biografii Hitlera), ani jedzenie, ani kobieta, która budzi się koło niego każdego poranka. Choć ostatnio nastąpiła zmiana, mianowicie: zaczęli mieć poczucie humoru. Trochę szkoda, że to ja jestem dla nich najśmieszniejszą osobą, przepraszam, rzeczą na świecie. W sumie to jest nawet śmieszny szczególnie ten dowcip, który wydyszał trzesąc się że śmiechu ostatniego wieczoru: " w ten sposób malują się tylko te siksy z pod latarni". Nie do końca wiedziałam, o co mu właściwie chodzi, ale później zrozumiałam, że chodzi o dziwki. Tamtego dnia znów się na mnie wydarł, dowiedziawszy się ostatnio o moim ateiźmie, nie potrafił się powstrzymać od nieziemsko denerwujących uwag, bo przecież teraz nie jestem już ich córką i może robić to bez dbania o rodzinne relcje. Jakby kiedyś to robił, do jasnej cholery. Na domiar złego nie potrafię pomóc moim przyjaciołom. W sumie każdy aspekt tej tak zwanej przyjaźni gnije od środka. Konflikty eskalują, a hipokryzja stała się naszą pasją. Brooklyn, jedna z niewielu osób, która sprawia wrażenie jakby mnie rozumiała (zwana przeze mnie Burakiem), stała się nagle obcą z powodów, których nie jestem pewna. Emiliy, zawsze wrażliwa i dbająca o wszystkich, przestała, żyć marzeniami, brutalnie sprowadzona na ziemię przez rzeczywistość, zwaną też Annabel. To całe napięcie i złość, a wręcz żądza mordu, nawarstwiały się i rosły od kilku miesięcy, aż w końcu eksplodowały jak wrzód na pawianim tyłku, obficie skrapiając nas ropą, krwią i żółcią. "Należało by ruszyć dupę"- myślałam oglądając po raz trzeci ten sam film na YouTube. Jednak uczucie pustki sparaliżowało moje kończyny, a beznadziejność tej sytuacji, przeradzała się powoli w myśli samobójcze. " Masz chujową psychikę, Kmieciu"- myślałam szukając czegoś, co mogło by jakoś pomóc. "Ej, nie chcesz umierać, ja na pewno ci nie pozwolę"- stwierdziła ta część mózgu, która wpierdalała się we wszystko, jak na porządny mózg przystało. "Co powiesz na trochę samookaleczania?"- odezwał się drugi kutas w mojej głowie. "Chujowy pomysł... ...sprobójmy!" Oczywiście nie mam w domu żyletek, nawet noża który nie byłby tępy jak większość mojej klasy na lekcjach fizyki. Pozostały nożyczki, w chuj ostre, bo nówka sztuka. Przejechałam ostrzem po skórze. Nic. Powtórzyłam to kilka razy, po czym dziabnęłam się w wierzch dłoni, nic, kurwa mać. Zabawa z puchatymi szczeniaczkami daje więcej obrażeń. Patrząc na mój naskórek pełen białych rys i ślad po nożyczkach, wyglądający jak dziobnięcie papużki i na swoje położenie, zaczęłam śmiać się bardziej kaszliwie niż z żartów George'a Carlina z mojej chujowości. Świat jest piękny, kiedy dostrzerzesz jak bardzo nie wyjątkowy jesteś w byciu jebniętym strusiem.
Czymajcie się, Moose
Edit: najserdeczniej polecam Heroes, wielkiego Bowiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz