środa, 20 stycznia 2016

A drop in the ocean ~III~


ssę w dotrzymywaniu słowa co i kiedy, więc już nie będę tego robić ok ;-;

Obudziłam się poprzez deszcz. Umiałam wyczuć kiedy pada i zawsze się budziłam, nie ważne o której. Czułam się, jakbym głowę miała wypchaną watą ale było to normalne po płaczu, w moim przypadku. W pokoju było jasno, a więc przespałyśmy całą noc. Godzina na zegarku wskazywała 6:30. Przeciągnęłam się, czując sierść Świstoświnki w buzi. W łóżku nie było ani mojej kotki, ani Kate. Wyczołgałam się spod kołdry. Przeszłam po cichu do kuchni, jednak mój tata nie spał. Siedział przy stole i wpatrywał się w gazetę. Myślał nad czymś intensywnie, poznałam to po jego mimice. Nalałam do kubka z nadrukiem motora gorącą herbatę. Był to kubek Cory'ego, sama mu go kupiłam. Wplatając w normę takie małe szczegóły, jak picie z jego kubka uśmierzały mój ból i byłam pewna, że o nim nie zapomnę. Sączyłam powoli napój wpatrując się w okno, widząc jak ludzie biegną ile sił i chowają się przed wodą. Nadeszły grzmoty, a więc będzie to coś dłuższego. Mimo od chwili do chwili głośnych odgłosów burzy, w domu było cicho.
-Gdzie Katie?
-Powiedziała, że potrzebuje świeżego powietrza i żebyś dołączyła do niej kiedy się obudzisz.
-Kiedy wyszła?
-Nie dalej niż 10 minut temu.
Odstawiłam kubek i wróciłam do swojego pokoju. Ubrałam bawełniane rajstopy a na nie wciągnęłam dżinsy. Z głębi mojej szafy wyciągnęłam czarny, duży ciepły sweter, który włożyłam na bawełnianą podkoszulkę, bo drapał.  Wepchnęłam nogi w skórzane buty i narzuciłam na siebie czarny płaszcz. Telefon włożyłam do kieszeni, do ręki wzięłam czarną parasolkę i wyszłam.


Stała pod drzewem, przygarbiona i ubrana na czarno. Podeszłam i podałam jej parasolkę. Wzięła ją wdzięczna i usiadła na ławce a ja z nią. Przyjrzałam się jej twarzy. Wyglądała tak jakby nabrała dziesięć lat.
-Nie chce wyjeżdżać.
-Chcesz. -prawie warknęła na mnie.
Posłałam jej zdzwione spojrzenie. Zawiesiłam głowę, spłoszona.
-Czemu tak mówisz? Wiesz, że tego nie chce.
-Przekonasz się jeszcze. - rzuciła gorzko
-Wściekasz się?
-Nie wściekam!
-Ależ tak! Słyszę to i widzę.
-Nic nie widzisz, ani słyszysz! NIE JESTEM ZŁA!
-ALE MASZ PRAWO!
-NIE JESTEM ZŁA, BO TEŻ WYJEŻDŻAM!
Poczułam się, jak bym dostała w twarz. Wstałam i cofnęłam się kilka kroków.
-Słucham?
Kate wysłała mi smutne spojrzenie.
-O czym ty pierdolisz?
Opuściła głowę jeszcze niżej.
-Niby czemu? - głos mi się załamywał. -Przecież… przecież ja wrócę! A ty… mnie zostawisz? Odejdziesz? - poczułam łzy.
-Proszę, przestań.
-Przestań? Jak śmiesz?
-Wcale nie wrócisz! Bea, poznasz znajomych, drugą połówkę, znajdziesz pracę, mieszkanie - w miarę jak to mówiła głos znów się jej podnosił.
 -A ja tu zostanę, wychowując.. Dziecko twojego martwego brata!
Poczułam drugi policzek i kop w brzuch. Moje spojrzenie musiało wyrażać wszystko.
-Przepraszam Beatrice, ja… nie umiałam Ci powiedzieć.
Odwróciłam się od niej. Co tu trudnego powiedzieć? Kate przede mną nic nie ukrywała. O kurwa.
-Ty chcesz je usunąć. - ledwo przeszło mi to przez gardło. -Ty chcesz usunąć dziecko. - mówiłam to bardziej do siebie, nie umiałam uwierzyć.
Odwróciłam się. Jej twarzy była skąpana w łzach i poczuciu winy.
-A co mam innego zrobić? Nie mogę, Beatrice. Za bardzo go kocham.
-Więc usuniesz? Z miłości do niego?
-A mam sama wychować? Patrzeć się jak dorasta, robi wszystko bez ojca? Nie jestem jak ty, nie chcę codziennie o nim pamiętać, muszę ruszyć na przód.
-Nie, błagam. Zrezygnuję, zrezygnuję z Wembley, tylko błagam nie zabijaj g, będę tu, wychowam, zrobię
-Bea, nie. -przerwała mi ostro. -Już za późno. To MOJA decyzja. I tyle, pogódź się z tym.
Oczy zaszły mi łzami.

 Nic nie jest trwałe.

cóż za kulminacyjny moment, huhu
Łoś powiedział, że mam kontynuować ponieważ jest to "esencja mnie" więc jeśli kiedykolwiek ktokolwiek będzie to czytał, podziękuj Łosiowi ponieważ będę kontynuować, a co. Dłuższa przerwa od Mave nikogo nie skrzywdzi , nie?

Peace out, Lizzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz