ssę w dotrzymywaniu słowa co i kiedy, więc już nie będę tego robić ok ;-;
Obudziłam się
poprzez deszcz. Umiałam wyczuć kiedy pada i zawsze się budziłam, nie ważne o
której. Czułam się, jakbym głowę miała wypchaną watą ale było to normalne po
płaczu, w moim przypadku. W pokoju było jasno, a więc przespałyśmy całą noc.
Godzina na zegarku wskazywała 6:30. Przeciągnęłam się, czując sierść
Świstoświnki w buzi. W łóżku nie było ani mojej kotki, ani Kate. Wyczołgałam
się spod kołdry. Przeszłam po cichu do kuchni, jednak mój tata nie spał.
Siedział przy stole i wpatrywał się w gazetę. Myślał nad czymś intensywnie,
poznałam to po jego mimice. Nalałam do kubka z nadrukiem motora gorącą herbatę.
Był to kubek Cory'ego, sama mu go kupiłam. Wplatając w normę takie małe
szczegóły, jak picie z jego kubka uśmierzały mój ból i byłam pewna, że o nim
nie zapomnę. Sączyłam powoli napój wpatrując się w okno, widząc jak ludzie
biegną ile sił i chowają się przed wodą. Nadeszły grzmoty, a więc będzie to coś
dłuższego. Mimo od chwili do chwili głośnych odgłosów burzy, w domu było cicho.
-Gdzie Katie?
-Powiedziała, że
potrzebuje świeżego powietrza i żebyś dołączyła do niej kiedy się obudzisz.
-Kiedy wyszła?
-Nie dalej niż 10
minut temu.
Odstawiłam kubek i
wróciłam do swojego pokoju. Ubrałam bawełniane rajstopy a na nie wciągnęłam
dżinsy. Z głębi mojej szafy wyciągnęłam czarny, duży ciepły sweter, który
włożyłam na bawełnianą podkoszulkę, bo drapał.
Wepchnęłam nogi w skórzane buty i narzuciłam na siebie czarny płaszcz.
Telefon włożyłam do kieszeni, do ręki wzięłam czarną parasolkę i wyszłam.
Stała pod drzewem,
przygarbiona i ubrana na czarno. Podeszłam i podałam jej parasolkę. Wzięła ją
wdzięczna i usiadła na ławce a ja z nią. Przyjrzałam się jej twarzy. Wyglądała
tak jakby nabrała dziesięć lat.
-Nie chce wyjeżdżać.
-Chcesz. -prawie
warknęła na mnie.
Posłałam jej
zdzwione spojrzenie. Zawiesiłam głowę, spłoszona.
-Czemu tak mówisz?
Wiesz, że tego nie chce.
-Przekonasz się
jeszcze. - rzuciła gorzko
-Wściekasz się?
-Nie wściekam!
-Ależ tak! Słyszę to
i widzę.
-Nic nie widzisz,
ani słyszysz! NIE JESTEM ZŁA!
-ALE MASZ PRAWO!
-NIE JESTEM ZŁA, BO
TEŻ WYJEŻDŻAM!
Poczułam się, jak
bym dostała w twarz. Wstałam i cofnęłam się kilka kroków.
-Słucham?
Kate wysłała mi
smutne spojrzenie.
-O czym ty
pierdolisz?
Opuściła głowę
jeszcze niżej.
-Niby czemu? - głos
mi się załamywał. -Przecież… przecież ja wrócę! A ty… mnie zostawisz?
Odejdziesz? - poczułam łzy.
-Proszę, przestań.
-Przestań? Jak
śmiesz?
-Wcale nie wrócisz!
Bea, poznasz znajomych, drugą połówkę, znajdziesz pracę, mieszkanie - w miarę
jak to mówiła głos znów się jej podnosił.
-A ja tu zostanę, wychowując.. Dziecko twojego
martwego brata!
Poczułam drugi
policzek i kop w brzuch. Moje spojrzenie musiało wyrażać wszystko.
-Przepraszam
Beatrice, ja… nie umiałam Ci powiedzieć.
Odwróciłam się od
niej. Co tu trudnego powiedzieć? Kate przede mną nic nie ukrywała. O kurwa.
-Ty chcesz je
usunąć. - ledwo przeszło mi to przez gardło. -Ty chcesz usunąć dziecko. -
mówiłam to bardziej do siebie, nie umiałam uwierzyć.
Odwróciłam się. Jej
twarzy była skąpana w łzach i poczuciu winy.
-A co mam innego
zrobić? Nie mogę, Beatrice. Za bardzo go kocham.
-Więc usuniesz? Z
miłości do niego?
-A mam sama
wychować? Patrzeć się jak dorasta, robi wszystko bez ojca? Nie jestem jak ty,
nie chcę codziennie o nim pamiętać, muszę ruszyć na przód.
-Nie, błagam.
Zrezygnuję, zrezygnuję z Wembley, tylko błagam nie zabijaj g, będę tu,
wychowam, zrobię
-Bea, nie.
-przerwała mi ostro. -Już za późno. To MOJA decyzja. I tyle, pogódź się z tym.
Oczy zaszły mi
łzami.
Nic nie jest trwałe.
Łoś powiedział, że mam kontynuować ponieważ jest to "esencja mnie" więc jeśli kiedykolwiek ktokolwiek będzie to czytał, podziękuj Łosiowi ponieważ będę kontynuować, a co. Dłuższa przerwa od Mave nikogo nie skrzywdzi , nie?
Peace out, Lizzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz