piątek, 8 stycznia 2016

smth new ~I~

lekka przerwa od rutyny nikomu nie szkodzi, wstawiam wam mój nowy pomysł który podzieliłam na krótkie części, buziaki!


-Idę się wysrać.
-Pysznie.
Wróciłam i znów zagłębiłam się w duży bezkształtny fotel alias worek. Mój ojciec wydał z siebie donośny bek.
-Jesteś obrzydliwy. -skwitowałam.
-Ależ nie, gazów się nie trzyma i dobrze o tym wiesz.
-To z jakiej racji czepiasz się mnie? - po czym sama poszłam za przykładem taty.
-Jak dobrze, że już nie będę musiał za ciebie płacić.
Dogryzał mi z racji mojego stypendium jak tylko znalazł sposób, ale wiedziałam, że jest cholernie dumny. Wembley Academy to najbardziej prestiżowa, wyśniona i według moim niedawnym przekonaniom, najbardziej niedostępna dla mnie uczelnia w Montatnie. A jednak, dzięki mojej niesfornej i niepokonanej siostrze, właśnie do tej uczelni w Billings wybieram się za trzy dni. Byłam przerażona ruszeniem do największego miasta w Montanie i opuszczenia Shelby. Tu, wszystko miałam pod kontrolą, orientowałam się, miałam silne mentalne korzenie. Jednak nadal byłam cholernie wdzięczna siostrze. Jak zawsze grzebała w moich rzeczach, akurat kiedy byłam w pracy i znalazła wypełniony formularz zgłoszeniowy którego nigdy nie zamierzałam wysłać. Miał być ukoronowaniem mojego marnego życia. Tego samego dnia Riley wysłała formularz wraz z pracami które jej dawałam, a były to głównie te tragiczne, które ona ratowała przed podarciem i ogólnym zniszczeniem. Kiedy kilka dni temu przyszedł list zawiadamiający o przyjęciu mnie w poczet studentów i przyznaniu całkowitego stypendium, z warunkiem mojego stawienia się 1 października i nadesłaniu jeszcze kilka według mnie moich najlepszych prac. Po przeczytaniu listu miałam chęć uderzenia, uduszenia, zabicia, ucałowania i czczenia mojej siostry. Zostałam jednak przy rozbeczeniu się jak dziecko i uściśnięciem jej powtarzając naokoło kocham cię i nie cierpię cię. Po tym wydarzeniu byłam już pewna, że będziemy nierozłączone. Jednak nawet samobójstwo Cory'ego nie umiało nas rozedrzeć. Zdjęło mi to tonę zmartwień z serca, bo kolejnej straty rodzeństwa bym już nie zniosła. 

Peace out, Lizzy over

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz