Wyrwał ją ze snu donośny alarm, rozbrzmiewający na każdym poziomie. Czekała chwilę na komunikat, ale żadnego nie było. Dobrze, to tylko próba. Nie jest powiedziane, że zaczną się tortury. Wstała, otworzyła drzwi, upewniła się, że Betty idzie za nią i posuwistym krokiem ruszyła w dół korytarza. Doszła do stołówki i razem z innymi obiektami ustawiła się w równiutki szereg. Stali w ciszy, nie było słychać nic oprócz alarmu, który ani myślał się uciszyć.
Jedna z najnowszych ośmieliła się wypowiedzieć, zbuntowanym tonem.
- Przecież już by przyszli, prawda?
Nie, głupia. Raz staliśmy bite trzy dni. Ten kto upadł, zachwiał się lub chociaż okazywał protest, został karmiony dawką elektrowstrząsów. Ale nie powiedziałam tego na głos. Odzywanie się było cholernie niebezpieczne.
-Kurna dość mam. – westchnął kolejny świeżaczek. –Kto idzie ze mną? – był teraz zły.
Powodzenia, pomyślałam.
Tak to już było. Tylko myśli były bezpieczne.
Po sali przeszedł pomruk aprobaty, złości i determinacji. Zaczęli się dzielić, kto którym piętrem się zajmie.
-Może jest szansa. – szepnęła Betty.
-Posrało cię? – syknęłam zanim pomyślałam.
Rzuciła mi spojrzenie pełne przerażenia, jak zwykle, ale pod tą warstwą lęku znajdowało się teraz też coś innego. Heroizm, czyli to co każdego tu gubi.
Wbiłam swoje spojrzenie z powrotem w podłogę.
Minęło sporo czasu, ale usłyszałam krzyki, pełne euforii. Przez sekundę głosik w mojej głowie pisnął, a może? Jednak uciszyłam te myśli stanowczo. Nie ma takiej opcji.
Poczułam jednak nową woń. Logicznie rzecz biorąc nie znaną, ale jednak skądś kojarzyłam.
Przeczekałam jeszcze dobre pół godziny licząc pod nosem, ale nic się nie działo. Podniosłam wzrok i z zaskoczeniem zauważyłam, że jestem sama. Poczułam łzy na policzkach, przerażona świadomością, że naprawdę jest szansa. Ruszyłam małymi kroczkami ze stołówki, przechodząc koło łazienek, po czym przeczołgałam się skrótem do wartownicy. Zeskoczyłam z szybu i stanęłam przed mosiężymi metalowaymi i wiecznie zamkniętymi drzwiami. Były otwarte. Upadłam na kolana.
Co się wyprawia?
Podniosłam się i... wyszłam. Wyszłam, za drzwi. Zaczęłam biec, najszybciej jak umiałam. Nie zwracałam uwagi na nic, na głosy, przeszkody. Biegłam w las, na oślep nie zwracając uwagi na gałęzie drapiące mnie po twarzy. Milion razy planowałam wydostanie się stąd. Przebiegłam przez gąszcz drzew po czym wybiegłam na otwartą polanę. Stanęłam i moje spojrzenie spoczęło na wszystkim co mnie otaczało. Naokoło śpiewały ptaki, trawa była zielona, niebo błękitne a ja czułam na skórze promienie słońca. Zaczęłam spazmatycznie łapać powietrze, przerażona, że zaraz je stracę. Nie mogłam w to uwierzyć, czy to się dzieje naprawdę? Przejechałam paznokciami po twarzy, ale to nie był sen. Łzy zaczęły przesłaniać mi krajobraz, otarłam oczy dłońmi ale nic nie pomogło, napływały nowe. Wydarłam się na cały głos, nie umiałam rozpoznać czy brzmię jak ranne, czy zwycięskie w walce zwierzę. Drąc się najgłośniej jak mogłam pozbywałam się mniejszości toksyn w moim ciele, ale nadal to było coś. Płacząc i krzycząc, upadłam na ziemię. Widziałam niebo. Słońce mnie oślepiało. Oddychałam najgłębiej jak mogłam, czułam się jak bym była po wyrwaniu i ponownym włożeniu płuc. Już nie krzyczałam, ani nie płakałam. Powoli traciłam ostrość, a płuca paliły. Odpływałam w ciemność.
Masz nie czuć.
Tytuł posta zawdzięczam piosence, która
zmotywowała mnie do napisania tego (autorem jest Sara Kendall). Dziękuję Łosiowi za użyczenie mi
urządzenia, dzięki któremu udało mi się NARESZCIE uwolnić pomysł z mojej
zakołtunionej głowy i dodać pierwszy rozdział czegoś, co zamierzam
rozwinąć na szerszą skalę.
Peace out, Lizzy over~
Dwie Brukselki dodają tu swoje opowiadania. Możesz poczytać jeśli chcesz, albo nie. Your choice. Niektóre z nich mogą wydawać się mocno skopane (nie przejmuj się, otrzymujemy już odpowiednią pomoc). W gruncie rzeczy posiadanie takiego miejsca w otchłani internetu jest bardzo przyjemne. Polecamy. Jeśli jakimś cudem tu trafiłeś i dotarłeś do tego fragmentu opisu, to możesz też przejrzeć resztę szitu, który zdążyłyśmy wstawić. Nikt się nie obrazi, a może Ci się spodobać. Trzymaj się, Hagridzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz