Rozdział 3
Musiało minąć
kilkanaście minut, żebym się trochę uspokoiła. Rzadko kiedy płakałam, było to
dla mojej osoby niespotykane. Podniosłam się z ziemi i spojrzałam w lustro.
Byłam czerwona, więc postanowiłam zostawić przyglądanie się sobie na później.
Zrzuciłam z siebie luźną koszulę nocną i weszłam pod prysznic. Wyszorowałam
dokładnie ciało, spłukując z siebie malutką cząstkę tamtego miejsca. Mydło
miało oszałamiający zapach. Zapamiętałam, że muszę spytać się Blythe co to za
zapach. Na innym opakowaniu było napisane szampon, więc umyłam także włosy.
Było to przedziwne uczucie, bez bacznego oka strażniczki i ograniczenia
czasowego. Jednak szybko wyszłam z pod wody, której nie cierpiałam ze względu
tego, w jak wielu torturach ją wykorzystywali. Zorientowałam się, że z kupką
ubrań był także ręcznik. Wytarłam dokładnie siebie i wydusiłam włosy.
Podeszłam niepewnie
do lustra naprzeciwko prysznica, które obejmowało całą mnie. Dobre światło
uświadomiło mi, jakie znamię na sobie noszę. Całe ciało miałam w bliznach. Tych
cienkich, podłużnych jak i krótkich. Ślady po oparzeniach na prawie całych udach, dekolcie i plecach. Większość usuwali plastycznie, przecież mieliśmy być doskonali. Oparzeniowe mieli usuwać nie
długo, były przecież świeżo po zasklepieniu. Długa i szeroka blizna idąca od
brzucha aż po udo. Czasem budziłam się bez niektórych szram, ale ta była od dawien
dawna. Praktycznie jednak, każdy milimetr był pokryty blizną, siniakiem,
oparzeniem. Ból jaki doświadczałam przez całe życie, był tak bezsensowny. Jako
pierwsza dobrze wiedziałam co chcieli od nas. Przy ledwo sześciolatce nie zważa
się na słowa. Pewnie nie myśleli, że przeżyje. Odeszłam od tego lustra i
przeszłam do umywalki. Znajdowały się na niej szczoteczka do zębów, pasta,
szczotka do włosów, suszarka i dwie gumki do włosów. Spojrzałam na swoje
odbicie w lustrze. Mimo takiego czasu tam spędzonego, moje włosy zawsze były
złoto-miodowe. Zawsze jednak uważałam, że do szamponu dodawali mi farbę, Ojcu
zawsze podobał się mój kolor, mówił mi to co rok. Oczy miałam zielone, wyblakłe
i zapewne na zawsze przysłonięte bólem i smutkiem. W dodatku zawsze miałam
czerwoną obwódkę, może z wiecznego stresu. Reszta twarzy niczym się nie
wyróżniała, prosty proporcjonalny do twarzy nos i trochę pełniejsza dolna warga
od górnej. Związałam mokre i ciężkie włosy gumką, żeby mi nie przeszkadzały.
Umyłam dokładnie trzy razy zęby, za każdym razem nakładając większą ilość
pasty, znowu pozbywając się cząstki dołu. Niepewna podniosłam suszarkę po czym
ją uruchomiłam. Wydawała mi się być za ciepła, ale nie miałam wyboru. Plusem
było to, że szybko wysuszyła mi włosy i mogłam czym prędzej ją odłożyć.
Wzdrygnęłam się. Wreszcie przejrzałam co dali mi do ubrania. Wygodne, czarne
materiałowe spodnie. Ciepłe skarpety, chyba w moim rozmiarze. Szara opinająca
bluzka z trzema guzikami przy dekolcie i długimi rękawami. Pełna zwątpienia
spojrzałam na bieliznę. Jednak po założeniu, okazała się dopasowana. Byłam
lekko zszokowana i zawstydzona, ale trudno, ważne, że było. Założyłam resztę
ubrań. Spięłam moje włosy , które sięgały już do piersi w luźny koński ogon.
Zdezorientowana zauważyłam, że nie dostałam butów. Chociaż Blythe mówiła, że
ktoś będzie czekał przed drzwiami. Wzięłam drugą gumkę do włosów na wszelki
wypadek. Przekręciłam klucz i nacisnęłam delikatnie klamkę. Przed drzwiami
faktycznie ktoś stał. Był to mężczyzna. Wysoki nawet jak na mój wyższy wzrost,
silnie zbudowany. Miał kwadratową szczękę i wyraźne kości policzkowe. Ciemne
prawie czarne włosy miał roztrzepane. Wnikliwe oczy koloru korzennego i chyba
naturalnie różowe wargi.
-Nie mam butów. -
zauważyłam roztropnym tonem.
-Co? -spytał
zdziwiony, tym, że się odezwałam. -Ach tak, proszę, mam je tu, musieli jeszcze
znaleźć dobre sznurówki. -Po czym podał mi parę wiązanych, ciemnych brązowych
butów za kostkę.
Zakładając je na
stopę, zauważyłam, że były oczywiście w dobrym rozmiarze. W trakcie wiązania
pierwszej pary sznurówek, odezwałam się:
-Skąd wy macie tak
dokładne wymiary? Wszystko pasuje idealnie.
-Były w twoich
aktach z Aetery. - powiedział swobodnie
Na te słowa tak
mocno zacisnęłam sznurówki, że aż odcięłam sobie przepływ krwi. Klnąc pod nosem
na nowo zaczęłam wiązać. Kiedy skończyłam wstałam i rzuciłam:
-Gdzie teraz?
-Porozmawiasz z
Robertem, jest kimś w rodzaju przewodniczącego zamknięciu Aetery. Ma do Ciebie
kilka pytań.
-Świetnie, prowadź.
Nie mogłam doczekać
się wyjścia na dwór.
-Załóż najpierw to.
- po czym podał mi skórzaną kurtkę i ruszył. Narzucił szybkie tempo co mi
odpowiadało. Im szybciej tym lepiej. Zeszliśmy kolejne piętro w dół,
pokluczyliśmy trochę po korytarzach ale nie miałam w głowie rozglądania się
teraz. Wreszcie doszliśmy do automatycznie otwieranych przezroczystych drzwi,
które prowadziły na zewnątrz. Do nich zerwałam się sprintem i słyszałam jak on
biegnie za mną. Wybiegłam na zewnątrz i zatrzymałam się gwałtownie na środku
dziedzińca, pod wielkim drzewem. Znowu łapczywie łapałam powietrze, ciesząc się
uczuciem, jakiego doświadczałam, kiedy wypełniało moje płuca. Stałam tak długo,
po prostu oddychając i wpatrując się w niebo.
-Mave? -usłyszałam
radosny głosik Betty.
Podbiegła do mnie,
rzucając mi się w ramiona. Zesztywniałam, ale nic sobie z tego nie zrobiła.
-Powiedzieli mi, że
tak masz na imię! O wiele ładniej niż szczurek! -po czym zachichotała.
-No, chyba tak.
Słuchaj, pogadałabym, ale muszę iść. Hmm, baw się dobrz… to znaczy, trzymaj
się. -Język zaczął mi się plątać, po czym szybko odwróciłam się od niej i
podbiegłam do chłopaka. Stał pod drugim budynkiem, naprzeciw tego z którego
wyszliśmy. Nie chciałam schodzić z dworu, ale nie miałam zamaru też więcej być naokoło Betty. Jej widok poruszył we mnie coś nowego, nic co chciałam czuć.
Szarpnięciem otworzyłam drzwi, chowając się w budynku.
moje kochane świry muchomorki, niby te wyświetlenia są ale czuję jak bym stała przed lustrem i gadała do siebie, co miałam w zwyczaju robić zbyt wiele razy. ech, autorem piosenki w tytule jest Mumford & Sons, przesyłam im darmowe naklejki i ciasteczka za inspiracje także do kolejnego posta
Peace out, Lizzy over.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz