Widziałem kiedyś oczy. Tylko oczy, bo tylko one potrafią świecić w ciemności. Były duże, szkliste i chyba przestraszone. Lecz jestem pewien, że nie bały się aż tak bardzo jak ja w chwili gdy je ujrzałem, bo nie były to znajome oczy. Jestem człowiekiem, który nie lubi gdy coś się zminia. Nie lubię gdy ktoś zamienia mój ciepły koc na inny drapiący i śmierdzący lawendą. Nie lubię gdy, każą mi jeść brokuły zamiast pomidorów ani gdy gaszą mi światło w zupełnie nowym miejscu, które nigdy nie zostało sprawdzone na obecność potworów. Nie lubię też gdy zmieniają się moje oczy. Najładniejsze są takie jasne, w kolorze nieba i takie które wyglądają jak kwiaty. Małe kwiatki, o których się nie zapomina. A te spłoszone nabiegłe krwią nie przypominają mi niczego. Nie wiem do kogo należą, ale on nie może być wesoły. Babcia zawsze mówiła: "Zakochaj się w oczach, Eustachy, oczy mówią wszystko" W tych oczach się nie zakochałem. Nie były ładne jak niebo, albo pamięciowe kwiaty, były obce i takie jakby zniszczone, nie podobne do oczu babci. Ale oczy zawsze są z czymś połączone. Z duchem, albo głową, bo one chyba nie potrafią żyć same dla siebie. One są tylko zwierciadłem- mówiła babcia- zwierciadło potrzebuje odbicia. Jednak gdy jest ciemno nie widać odbicia, nie widać nic oprócz oczu, które potrafią świecić.
Wiem, że krótkie i w ogóle, ale ale ale ale taaa.
Carry on, Brussels. Moose
Carry on, Brussels. Moose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz